Nasz Brat Pielgrzymkowy miał pogrzeb w piątek. Był na każdej naszej Rowerowej Jasnej Górze. Od początku, z wyjątkiem tej ostatniej w tym roku. Już się czuł źle. Odwołał swoje uczestnictwo kilka dni przed wyjazdem. W czasie Pielgrzymki dowiedzieliśmy się,
że jest w szpitalu. Mieliśmy okazję wszyscy modlić się również
w jego intencji. Nie pojedzie już z nami. A wyjazdów było sporo. Pielgrzymki do Turska, do Św. Józefa, na Górę Krzyża. Rajd Papieski, Rajd Niepodległości, Święto Prosny. I co roku wyprawa gdzieś w Polskę. W sprawach Bożych pomagał w Salosie. Był prawie na każdym turnieju, na wielu treningach i wyjazdach. Pomagał przy remoncie domu na ulicy Podgórnej. Był obecny na spotkaniach Współpracowników Salezjańskich. W wyjazdach na Jasna Górę jechał zawsze gdzieś na końcu. Często sam, spokojnie, medytacyjnie; „podziwiam okolice” - jak mówił... Choroba postępowała bardzo szybko. Zmarł 1 miesiąc i 1 dzień po naszym powrocie z Jasnej Góry, i 2 dni po naszym pobycie na Górze Krzyża.... Pamiętajmy o modlitwie w Jego intencji... tyle i aż tyle możemy od siebie ofiarować...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz